Z tym postem jestem co prawda już "nieco" spóźniona, bo na ten moment ciężko będzie nazwać zaprezentowane tutaj produkty nowościami, z racji tego, że w Naturze pojawiły się bodajże 2 miesiące temu. Tak myślę. Mimo wszystko jednak muszę o nich wspomnieć, bo inaczej chyba nie mogłabym zasnąć :D A nuż trafi się ktoś, kto ich jeszcze nie widział? ;-) Także zapraszam do dalszej części wpisu.
Zacznijmy może od najnowszych kolorów matowych pomadek KOBO. Bardzo mocno napigmentowane. Choć wchodziły one raczej w kolekcje wiosenną, ja powiedziałabym, że kolory znacznie lepiej sprawdzą się na niestety coraz szybciej nadchodzącą jesień. ;-) Podobają mi się również ich magnetyczne opakowania. / 16,99 zł / 4,5 g /
Od lewej:
→ 421 mandarine - na żywo jest nieco bardziej "brudny", nie wpada tak bardzo w pomarańczowe barwy, jak na swatchu.
→ 422 raspberry kiss - chłodny, bardzo brudny odcień różu, na żywo rzeczywiście lekko malinowy, chyba mój ulubiony!
→ 423 lychee tree - chłodny, choć jaśniejszy odcień różu bez żadnych innych domieszek, również bardzo go lubię!
→ 424 night butterfly - na żywo ciemny, brązowy nudziak o pięknej nazwie. Do mojego typu urody zupełnie nie pasuje, zresztą nie znoszę nudziakowych ust, ale jestem pewna, że przy innych typach urody wyglądałby dobrze
→ 425 glass of wine - przecudowny, mocno wiśniowy odcień o idealnej nazwie. Jak dla mnie petarda!
→ 422 raspberry kiss - chłodny, bardzo brudny odcień różu, na żywo rzeczywiście lekko malinowy, chyba mój ulubiony!
→ 423 lychee tree - chłodny, choć jaśniejszy odcień różu bez żadnych innych domieszek, również bardzo go lubię!
→ 424 night butterfly - na żywo ciemny, brązowy nudziak o pięknej nazwie. Do mojego typu urody zupełnie nie pasuje, zresztą nie znoszę nudziakowych ust, ale jestem pewna, że przy innych typach urody wyglądałby dobrze
→ 425 glass of wine - przecudowny, mocno wiśniowy odcień o idealnej nazwie. Jak dla mnie petarda!
Baza Kobo anti-redness. Nadaje się pod makijaż, neutralizuje popękane naczynka, cienie pod oczami oraz wszelkie inne zaczerwienienia. Do stosowania miejscowego. / 19,99 zł / 20 ml /
Dalej mamy paletkę trzech harmonijnie dobranych odcieni róży do policzków Pearly Blush od KOBO. Uważam, że jest przepiękna! Podczas malowania innych najczęściej sięgam właśnie po różne róże z paletek Kobo. Te są przepiękne, bardzo ciepłe, w sam raz na okres wiosenno - letni. / 24,99 zł / 10 g / Zresztą zobaczcie sami:
Kobo Pearly Cream eyeshadow, to nic innego jak wodoodporne perłowe cienie w woskowym kremie. Dostępne w 4 odcieniach. Po zapowiedziach byłam ich najbardziej ciekawa, bo pigmenty Kobo w podobnych słoiczkach, które pokazywałam w tym wpisie naprawdę uwielbiam. Okazało się jednak, że stosowane solo jako cienie u mnie raczej nie zdają egzaminu przy tak tłustych powiekach, jak moje. Spróbuję je jeszcze stosować jako bazę pod inne cienie. Może wtedy będzie lepiej? ;-) / 17,99 zł / 6 g /
Od lewej:
→ 01 soft peach → 02 aqua blue
→ 03 copper
→ 04 champagne
My Secret i ich kremowe woski do stylizacji brwi Design your eyebrow. Pokazywałam je już w tym wpisie, ale te najnowsze zostały udoskonalone. Poprzednie były zbyt tępe w konsystencji. / 15, 99 zł / 3,9 g /
Od lewej:
→ 01 warm taupe
→ 01 warm taupe
→ 02 dark brown
Na koniec coś, co tygrrrryski lubią najbardziej, czyli trzy przepiękne paletki cieni do powiek z My Secret. Wielokrotnie już powtarzałam na blogu, że dla mnie są to jedne z najlepszych drogeryjnych cieni do powiek! W dodatku ich niewielka cena w porównaniu do genialnej jakości przyprawia mnie o zawrót głowy. Tym razem będzie to totalnie kolorowy zawrót głowy, bo paletki są naprawdę obłędne! Moja miłość do ich cieni zaczęła się tak naprawdę ze 3 lata temu i do tej pory używam ich namiętnie. / 16,99 zł / 5,4 g / Najnowsze wersje z kolei prezentują się tak:
Zacznijmy zatem od pierwszej z nich, całkowicie matowej. My Secret Natural beauty eyeshadow palette o nazwie Naked beauty. Nie muszę chyba dodawać, że cienie NIE są tutaj podbite żadną bazą? ;-)
Kolejna całkowicie matowa paletka My Secret Natural beauty eyeshadow palette nosi nazwę Tropical romance. Przyznacie sami, że jest bombowa? ;-) Tu również cienie nie są podbite nawet ociupinką bazy ;-) Dosłownie kosmos! Oszalałam już pierwszym kontakcie z tą paletką!
Ostatnia, chyba moja ulubiona paletka cieni o satynowym wykończeniu toMy Secret Natural beauty eyeshadow palette o nazwie Magical girl. Cienie są piękne! Na ręce także bez żadnej bazy.
Jestem oczarowana, a Wy?
Dajcie koniecznie znać, czy coś wpadło Wam w oko? ;-)