Nie mogę uwierzyć, jak ten czas szybko leci! Mamy już praktycznie połowę lutego, a za chwilę rozpoczniemy mój ukochany marzec i podobnie jak rok temu, czuję, że będzie to rok kolejnych wyzwań, ale póki co "cichosza". ;-) Mam ochotę pożegnać już zdjęcia w świątecznym klimacie, dlatego mimo choroby, postanowiłam się zmobilizować i dodać wpis i tak już mocno spóźniony, bowiem była to moja świąteczna paczka produktów IsaDora, a w niej same dobroci. Zerknijcie same!
Byłam bardzo zadowolona i zaskoczona. W paczce, oprócz kosmetyków znalazłam także minimalistyczne czarne lusterko i piękną czarno-cekiniastą kosmetyczkę z logo IsaDora. Uwielbiam takie gadżety w paczkach!
Przejdźmy jednak do prezentacji poszczególnych produktów:
Matujący podkład IsaDora Natural MAT w odcieniu 12 Matt Sand. Niestety, pomijając to, że nie jest dopasowany do mojej cery (nie lubię i nie używam na swojej skórze matujących podkładów - zdecydowanie preferuję te nawilżające lub nawet rozświetlające), to jest także za ciemny. Szkoda, ale wykorzystam go z pewnością na innych osobach. Jeżeli jednak jesteście nim zainteresowane, to odsyłam Was do sklepu internetowego [KLIK].
Dalej mamy duet pomadki modelującej Lip Desire w odcieniu 60 Berry Kiss(KLIK) oraz dopasowanej do niej wodoodpornej konturówki do ust w tym samym odcieniu (KLIK). Piękny kolor!
Jednak tym, co najbardziej mnie ucieszyło był poniższy duet, który zresztą od kilku tygodni dumnie reprezentuje listę moich ulubieńców kosmetycznych. Mowa o wielofunkcyjnym tuszu do rzęs Stretch Lash (KLIK). Jego magia polega głównie na tym, że za pomocą jednej szczoteczki możemy mieć ich... kilka! Tak, dobrze czytacie. Szczoteczka jest regulowana za pomocą pokrętła - może mieć szerokie, daleko oddalone od siebie włoski, lub mogą one być maksymalnie ściśnięte w zależności od efektu, który chcecie osiągnąć. Sam tusz również jest bardzo dobry, nie odbija się na górnej powiece, nie rozmazuje w ciągu dnia, dobrze się trzyma, a rzęsy nie są po nim nieprzyjemnie sztywne. Kolejny plus taki, że mogłam używać go do początku, nie musząc czekać po otwarciu aż trochę przeschnie.
Jednak prawdziwą bombą okazał się być dla mnie eyeliner w pisaku Flex Tip eyeliner w odcieniu 80 Carbon black. Fenomenalny! Musiałam troszkę do niego "dojrzeć", ponieważ na co dzień wolę raczej eyelinery w żelu i dotychczas każde moje bliższe spotkanie z eyelinerami w pisaku kończyło się katastrofą. Tutaj od początku nie sprawiał mi problemów, ale aplikator jest dosyć miękki i musiałam wyćwiczyć sobie pod jakim kątem najbezpieczniej będzie mi się go trzymało, prowadząc swoje kreski. Może w końcu nauczę się tych upragnionych jaskółek! ;-) Ostatnio się z nim nie rozstaję. Polecam bardzo! Nie podlinkuję, ponieważ aktualnie nie widzę go na stronie producenta. Zaglądajcie!
Na koniec niesamowicie elegancka paletka cieni do oczu ze złotej edycji nr 66 Divine Eyes (KLIK). Mamy w niej 5 połyskujących odcieni - od połyskującego szampańskiego koloru, przez perłowy, różowy i dwa zupełnie odmienne odcienie brązu - jeden wpadający wręcz w różowe złoto, a drugi intensywnie kawowy. Możemy z jej pomocą stworzyć zarówno delikatny, elegancki makijaż lub mocniejszy, odważniejszy na wielkie wyjście. Paletka prezentuje się bardzo luksusowo i szczególnie upodobałam sobie w niej ten najciemniejszy brąz. Przepiękny!
Jak Wam się podoba?
Jestem ciekawa, czy używałyście już któregoś z tych produktów? Jakie są Wasze odczucia? A może macie jakichś innych ulubieńców, o których warto wspomnieć? ;-) Chętnie przeczytam!